Mecz oglądany z ławki (z konieczności, choróbsko dopadło) nie zachwycił... Poczta wyszła na parkiet z nastawieniem "róbta co chceta, samo się wygra". Kompletny brak koncentracji i chyba wymaganego choćby przez grzeczność szacunku dla rywala spowodował, że po raz pierwszy w tym sezonie straciliśmy pierwszego seta w meczu (przegrana na przewagi do 25)...

CSV prowadziło przez większość seta, a my prezentowaliśmy sie tragicznie w ataku, odbiorze, obronie, w ogóle prezentowaliśmy poziom III ligi, i to raczej bliżej środka tabeli. Drugi set to w miarę normalna gra Poczty, to znaczy bez fajerwerków, ale i bez błędów i w rezultacie przy niemocy CSV w odbiorze set wygrany gładko do 25:9. W secie trzecim Enterprise znowu zaczął grac z rękami w kieszeniach, zespoły grały cały czas na styku, ale goście w końcówce trochę przycisnęli i w rezultacie wygrana 25:23. Set czwarty zaczęliśmy od 2:0 dla gospodarzy, ale potem było już coraz lepiej - nie psuliśmy zagrywek, kończyliśmy ataki, a czasem nawet udało się wybrać coś w polu. W rezultacie cały czas pełna kontrola. Przy stanie 11:9 dla Poczty kontuzja wykluczyła z gry jednego ze środkowych CSV - zastąpił go libero. Od tego momentu grała praktycznie tylko Poczta, wygrywając seta 25:13 i cały mecz 3:1.
Patrząc z ławki nasuwa się jedno: potencjał w drużynie olbrzymi, ale brakuje kogoś, kto potrafiłby tym pokierować. Decyduje kolektyw, ale czasem demokracja w drużynie to przekleństwo... Atmosfera jest bardzo fajna, na razie wszystko wygrywamy - mam nadzieję, że tak zostanie i sięgniemy po puchar SALPS.