Ambicja po jednej stronie siatki, nonszalancja i lekceważenie przeciwnika z drugiej strony. Takie wrażenie odniosłam dzisiaj "oglądając" spotkanie beniaminka w I lidze - PAM i powracającego do niej Pro Kon Stalu. U większości pewnie wielkie zdziwienie wzbudzi fakt urwania przez akademinków jednego seta, nie mniej jednak mogły to być nawet i dwa, a kto wie co potem...

Mecz otworzyła podwójna krótka Pro Kon Stalu, szybka i dokładna. Tak samo szybko przebiegł ten set. PKS cały czas kontrolował sytuację na boisku i nie pozwolił się zbyt mocno rozwinąc przeciwnikowi.

Za to w drugim secie pozwolił. A PAM to skrzętnie wykorzystał, uciekając na kilka punktów. Zrobiło się nerwowo. PKS poczuł widmo porażki i wziął się do roboty. A PAM stanął. I nie bardzo mógł ogarnąć to co się zaczęło dziać na boisku. Łatwo, za łatwo, oddał kilka punktów i skończyło się 26:24 dla gości.

W trzeciej partii PAM podrażniony trochę oddaniem prawie pewnego seta, od początku z jeszcze większą ambicją walczył o każdą piłkę. Kilka ciekawych, szybkich rozegrań i efektownych ataków dało gospodarzom prowadzenie, którego tym razem już nie oddali.

Czwarty set był bez historii. PAM żył juz chyba tylko wygranym trzecim setem. Od początku miał problemy z porządnym przyjęciem zagrywki PKS-u i skończeniem ataku. Efekt był taki, że goście coraz bardziej odjeżdżali z punktami, nie dając ich zdobywać PAM-owi. Ostatecznie PAM zdołał ugrać ich tylko 15 i nadal pozostaje bez zwycięstwa.