W spotkaniu czwartej ligi Szczecińskiej Amatorskiej Ligi Piłki Siatkowej piąta w tabeli drużyna Dejavu pokonała dziewiątego Sapera i zwiększyła swoje szanse na awans do trzeciej ligi.

Dejavu: Krajdocha, Górnicki, Grabowski, Pomorski, Cielas, Biniek, Walkowiak (libero) oraz Woźniak.
Saper: Szymczak, Florkowski, Kucharski, Ościsłowski, Grygiel, Karbowski.

Mecz zgodnie z oczekiwaniami rozpoczął się od przewagi drużyny Dejavu, która jednak od stanu 6:6 nie mogła złapać właściwego rytmu i Saperzy umiejętnie uciekli na 11:8. Wtedy jednak kilka długich wymian i skuteczna gra blokiem Dejavu doprowadziła do remisu, który utrzymywał się w środkowej części partii. Pewna gra Jakuba Ościsłowskiego i dobre rozegranie Andrzeja Kucharskiego spowodowały, że Saperzy prowadzili 24:19 i mieli przed sobą pięć piłek setowych. Nie wykorzystali ani jednej, a uskrzydlona drużyna Dejavu wzięła sprawy w swoje ręce i wygrała 27:25. Mimo zwycięstwa w dyskusję z sędzią na temat zawiłości regulaminowych wdał się kapitan Sylwester Grabowski. - Jeśli mam sędziować po ligowemu, to pan powinien dostać żółtą kartkę - usłyszał.

Pewność Dejavu
W drugim secie Dejavu zdominowało grę w każdym aspekcie siatkarskiego rzemiosła i bardzo szybko uciekło na sześć punktów. Saperzy nie mogli rozbroić bomb, które posyłali im atakujący gospodarze. Nie pomógł im nawet fotoreporter Głosu, który znalazł się na drodze jednej z akcji. Raz fenomenalnie odpowiedział Grzegorz Grygiel, co nieoczekiwanie wprawiło w jeszcze lepszy humor gospodarzy.
- Jak stoisz, to wyciągnij ręce! - skwitował jeden z rezerwowych Dejavu. Ci atakowali jak w transie. Świetne wystawy Grabowskiego kończyli Michał Krajdocha i Konrad Górnicki. Pogubieni Saperzy nie potrafili poradzić sobie ze znakomitą zagrywką, m.in. Wojciecha Pomorskiego, dzięki której przegrali seta do12. - Coś ty mu zrobił, że uwolnił energię? - pytał retorycznie Maciej Woźniak.

Zmęczenie Wrocławiem
Trzeci set niespodziewanie przebiegał pod dyktando gości. Dejavu wyładowało akumulatory, seryjnie myląc się w ataku. Do tego doszło słabsze rozegranie Grabowskiego i goście wyszli na 10:4. Kluczowe okazały się akcje po serwisie Kucharskiego, dzięki czemu wyszli na 23:16. W końcówce znów obudzili się gracze Dejavu, lecz zdołali tylko zmniejszyć rozmiary porażki na 20:25. Czwarty set był trochę senny. Na początku mała "przebijanka". Drużyny często oddawały punkty. Dejavu konsekwentnie budowało przewagę i czyniło to właściwie na stojąco. Kiedy odskoczyli na 15:11, końcowy sukces mieli już właściwie w garści. Ostatecznie wygrywając do 16.
- Rywale bardzo ambicjonalnie podchodzą do spotkań i musieliśmy ich dzisiaj "luzować" - skomentował kapitan Dejavu, Sylwester Grabowski. - Nie byliśmy dzisiaj w formie, ponieważ w weekend graliśmy we Wrocławiu i niektórzy odczuwali jeszcze zmęczenie - dodał.

Kryspin Kichler/Głos Szczeciński